niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział III

Podeszłam do drzwi i moim oczom ukazał się Liam, miał na sobie śliczną czarną podkoszulkę, która przylegała do jego ciała przez co było widać jego mięśnie...
- Już jesteś - powiedziałam pomimo że przed minutą się rozłączyłam i doskonale wiedziałam że stoi pod moimi drzwiami.
- Miałbym zmarnować choć chwilę z tobą? - odpowiedział zadziornie i zamknął za sobą drzwi.
Nie wiem kiedy wylądowaliśmy na moim łóżku, zupełnie nadzy.
- Liam, muszę ci coś powiedzieć - powiedziałam najbardziej poważnie jak umiałam.
- Masz chłopaka? Jesteś lesbijką - zapytał zaniepokojony, w jego oczach widziałam łzy.
- Nie, przecież już to robiliśmy... - odpowiedziałam spokojnie, choć wiedziałam że to wcale nic nie zmieniało.
- A więc o co chodzi? - zapytał jeszcze bardziej zmieszany, a po policzku pociekła mu łza - nie kochasz mnie...
- Li! Mogę - kiwnął głową więc zaczęłam - Gdy tylko cię zobaczyłam nie mogłam przestać o tobie myśleć. Chciałam cię uszczęśliwić... Kocham cię najbardziej na świecie. Dlatego muszę cię zapytać czy na pewno chcesz zrezygnować z pracy.
- Tak, to miał być tylko miesiąc. Minęły prawie trzy...
- Że co...
- Wytłumaczę ci po powrocie...
- Aleee...
- Kochasz mnie? - zapytał.
- Tak - odpowiedziałam.
- Ja też cię kocham, więc pozwól mi to wytłumaczyć po powrocie. Jeśli będziesz mnie nadal kochać, po tym czego się dowiesz to będziemy razem. Będziemy najszczęśliwsi na świecie.
- Dobrze...
Te dwadzieścia cztery godziny z Liasiem minęły mi szybko... Cały czas nie odstępowaliśmy się na krok... A z każdą minutą kochałam go mocniej... Choć nie wiedziałam czy to możliwe, czy można kochać bardziej niż ja kocham Liam'a.
W sobotę rano wstałam i zrobiłam śniadanie, potem usiedliśmy na kanapie i oglądaliśmy jakieś filmy.
Siedzieliśmy w samej bieliźnie gdy usłyszeliśmy przekręcanie klucza w zamku... Liam szybko wbiegł po schodach na górę. Ja wrzuciłam szklankę do zlewu a w drzwiach stanęła babcia.
- Cześć wnusiu
- Hej babciu. Co ty robisz tu o 7 rano
- A mama mi kazała ci świeże bułki przynieść jak będę wracała ze sklepu. Bo nie dała ci pieniędzy na jedzenie, jak to ona ciągle z głową w chmurach...
- Dziękuję, bardzo dziękuję ale nie było trzeba. Coś jeszcze bo chce się iść położyć, nie spałam dobrze w nocy - oczywiście skłamałam, choć nie do końca bo spałam krótko przez co byłam zmęczona ale spałam bardzo spokojnie bo wiedziałam że Liam jest obok.
- Nie to wszystko, już idę. Wyśpij się kochanie.
- Dobrze. Pa babciu - dałam jej buziaka w policzek.
- Pa wnusiu bądź grzeczna.
Jak tylko wyszła, zamknęłam drzwi na klucz, dosunęłam roletę na sam dół... A w między czasie Liaś zszedł z góry, zdążył ubrać spodnie, ale koszulkę trzymał w ręce.
- Myślałem że to twoja mama.
- Też się przestraszyłam - powiedziałam, a po policzku pociekła mi łza...
- Nie płacz królewno - powiedział, podszedł do mnie i objął mocno - jeszcze trochę i potem nie będziemy musieli się ukrywać... - powiedział, bardzo miękkim i melodyjnym głosem, przez chwile pomyślałam że to ten sam Liam Payne co z zespołu One Direction, ale mój Liaś był zupełnie inny... Miał zielone a nie ciemnobrązowe oczy, miał inne usta i mówił w zupełnie inny sposób... Ciekawe że znów ta myśl przemknęła mi po głowie, tak bardzo byli do siebie podobni a równocześnie tak różni od siebie. Z resztą jakim cudem został by nauczycielem i nikt by się nie skapnął, że go nie ma? Nie będę się tym zamęczać.
- Chodź dokończymy śniadanie - powiedziałam.
-Ok. - Wziął i pocałował mnie czule. W trakcie śniadania zadzwoniła mama ze nie będzie jej cały tydzień ponieważ sprawa się przeciągła. Ucieszyłam się.
Tylko że i tak mieliśmy z Li wyjechać w poniedziałek wieczorem i wrócić dokładnie tydzień później. Dawało nam to tylko dzień dłużej sam na sam. A to mnie wcale nie zadowalało. Czułam że coś stracę, że stracę tydzień z moim ukochanym, że zmarnuję tyle czasu. Tyle wspólnych śniadań i kolacji oraz nocy i dni... Bo nie będziemy sami będzie z nami dziewięć uczniów i trójka innych nauczycieli.
-Czym się tak zamartwiasz królewno.
-Mojej mamy nie ma cały tydzień.
-To chyba dobrze?!?
-Tak.
-To nad czym tak rozmyślasz.
-Bo dała nam tylko jeszcze jeden dzień - powiedziałam a w kąciku oka zagościła łza.
-Nie martw się jeszcze cały tydzień.
-Ale tam nie będziemy sami.
-Nooo tak. Ale nie martw się zabrakło dla 1 uczennicy pokoju a ja mam pokój 2 osobowy. Może uda nam się trochę czasu spędzić sam na sam. - Nagle zadzwonił mu telefon.
- Harry czego chcesz - usłyszałam szept Liasia, no nie on nazywa się Liam Payn i rozmawia z Harrym. Jaki zbieg okoliczności... Gdy po kilku minutach rozmowy usiadł koło mnie na kanapie, zapytałam mimowolnie...
- Harry? - podejrzenie że on jednak był tym Payne'm wzięło w mnie górę, ale nie na długo...
- No właściwie... - zaczął - to tylko przezwisko, bo przypomina Pottera - skończył spokojnie. No i tak złudzenie że mój Liaś, to Liam Payne z zespołu One Direction prysło szybciej niż zaświeciło w moim sercu na dobre...
- Ah - odparłam rozczarowana...
Siedzieliśmy tak na kanapie przez kolejne kilka godzin oglądając filmy i relaksując się w swoich objęciach... Na dworze zaczęło się już ściemniać, zdążyliśmy oglądnąć kilka filmów...
- Li idę się umyć.
- Eh zostanę sam - powiedział a w jego oczach zobaczyłam smutek.
- Tak ale tylko na 5 minutek później ci to jakoś wynagrodzę.
Gdy wyszłam z łazienki szukałam Li chyba się trochę dłużej kąpałam niż 5 minut. Znalazłam go w końcu śpiącego u mnie w łóżku. Wyglądał tak słodko w niewinnie ubrałam krótkie spodenki i bluzkę. Po chwili poczułam ucisk w tali zorientowałam się ze on tylko ściemniał z tym spaniem...
- Kłamałeś - powiedziałam oskarżycielsko, choć wcale nie miałam mu tego za złe.
- Tak, ale ty też, siedziałaś w łazience z dwadzieścia minut - powiedział i pocałował mnie w szyję... Potem mnie odwrócił i złączył nasze wargi... To był cudowny, słodki trochę truskawkowy pocałunek...
Wylądowaliśmy na łóżku, ale nic nie robiliśmy poza całowaniem się i spoglądaniem sobie w oczy...
- Mógłbym tak leżeć i patrzeć na ciebie, całe życie - powiedział nagle.
- No proszę, ja mam zupełnie tak samo - odpowiedziałam...
- Kocham cię - powiedział tak słodko że w moim brzuchu wariowały motyle, zaśmiałam się... - Co cię rozśmieszyło - zapytał z czułością.
- Przepraszam, jak tak mówisz to... Mam motyle w brzuchu - odpowiedziałam...
- To słodkie - odpowiedział i pocałował mnie - a jak tak robię to też...
- Nie - droczyłam się z nim, oczywiście że miałam...
- A tak - powiedział i przygryzł mi ucho...
- Ciągle nic... -tym razem były wyraźniejsze, ale byłam ciekawa jak daleko zajdzie
- A teraz - powiedział i opuszkami palców przejechał od obojczyka aż po biodra całując mnie bardzo namiętnie... Mimowolnie się zaśmiałam, co mnie zdradziło - Wygrałem - powiedział zadowolony z siebie i podciągnął mnie bliżej siebie... Tej nocy nie robiliśmy nic poza leżeniem i patrzeniem sobie w oczy aż w końcu zasnęliśmy...
Następnego dnia obudziłam się bez niego, oprócz mnie nie było nikogo w pokoju. W całym domu panowała cisza.. Zeszłam na dół z głową spuszczoną, byłam bardzo przygnębiona. Ale nie na długo gdyż zobaczyłam go w kuchni całego w mące.
Postanowił przygotować mi niespodziankę i nie powiem całkiem mu się udało. Musiałam posprzątać całą kuchnię... Ale zrobił pyszne śniadanie - zapiekane tortellini z sosem serowym...
- Dziękuję, a jak to okazja - powiedziałam gdy już kończyłam jeść.
- Znamy się cztery miesiące, a od trzech jesteśmy razem - powiedział.
- O matko, zupełnie przez to wszystko zapomniałam. Przepraszam...
- Nic się nie stało. Dla mnie największym prezentem jesteś ty sama - powiedział i pocałował mnie nachylając się nad stołem przez co ubrudził sobie koszulkę...
Zaśmiałam się a on popatrzył na mnie i za moim wzrokiem powędrował na swoją koszulkę i plamę na niej. Szybko ściągnął ją z siebie i zamoczył.

         Patrzyłam się na niego a on po prostu ja uprał – on nie mógł być Payne'm z One Direction, tamten Payne na sto procent sam nie uprał by swojej koszulki.. Dokończyliśmy jeść śniadanie. Później oglądaliśmy jakieś romansidła.
O 17 on musiał iść ponieważ nie był jeszcze spakowany. A ja postanowiłam zrobić mu w poniedziałek na złość za to że mnie zostawił tak wcześnie. Zjadłam kolacje i położyłam się spać na drugi dzień ubrałam się w białą sukienkę do połowy ud, bardzo zwiewną na dodatek ubrałam do niej czerwony biustonosz który prześwitywał przez nią i czerwone szpilki. Wyszłam z walizka i byłam po pół godzinie pod szkolą.
Stała tam już czwórka uczniów i wszyscy nauczyciele... Liam popatrzył na mnie i aż go zatkało. Sam też wyglądał bardzo przystojnie - miał na sobie brązowe rurki, czarną koszulę z rękawami trzy czwarte. Dorzucił do tego ciemnobrązowy szal a la arafata - przypuszczałam że dlatego iż zrobiłam mu kilka malinek na szyi... Miał też na sobie trampki... Koło jego nogi stała wielka walizka a na niej leżała jeszcze torba podróżna...
Gdy zebrali się wszyscy pani Crasky oznajmiła że przydzielili nas do pokoi - Liaś posmutniał, coś było nie tak.
- Jako iż dali nam za mało pokoi dla uczniów to musieliśmy coś wymyślić i takim sposobem Patryk będzie miał sam mój pokój a ja zamieszkam na ten czas z panem Payne'm - no nie, do oczu napłynęły mi łzy... Li popatrzył na mnie w jego oczach widziałam smutek i rozczarowanie a usta powiedziały bezgłośnie 'Przepraszam, nie miałem wpływu.'... Wiedziałam że nie mógł protestować bo wszystko wyszło by na jaw. Pan Shay poprosił bym poszła z nim po apteczkę i bilety do dyrekcji, ale zadzwonił mu telefon więc zamiast niego poszedł Li...
- Przepraszam, nie mogłem nic zrobić... - powiedział cicho jak weszliśmy do szkoły.
- Rozumiem, domyśliliby się...
- No właśnie - powiedział i pocałował mnie w policzek, całe szczęście że szkoła była pusta a wyjazd przenieśli z wieczora na ranek. No i w szkole nie było monitoringu. Zanim weszliśmy do sekretariatu zatrzymałam się, chwyciłam go za nadgarstek i powiedziałam:
- Ale tylko spróbuj mnie z nią zdradzić a osobiście wydrapię ci oczy...
- Nie mógł bym - powiedział - kocham tylko ciebie, a uwierz wiele dziewczyn... - przerwał a ja skończyłam:
- Na pewno, jesteś w końcu przystojny.
Wzieliśmy bilety i wyszliśmy ze szkoły.
Gdy weszliśmy do autobusu ja weszłam po Li zabrakło miejsc a więc dlatego siedziałam z nim. Mi to pasowało, bo w końcu mieliśmy jechać ponad 24 godziny. Wszyscy spali a Li się mi tylko przyglądał.
- Na co się patrzysz - zapytałam gdy się przebudziłam...
- Na ciebie ślicznotko - szepnął, tak by nikt nie usłyszał...
- Wiesz co? - zapytałam...
- Nie - odpowiedział...
- Bardzo chciałabym się do ciebie teraz przytulić, położyć głowę na twoim nagim torsie - szeptałam i patrzyłam na iskierki w jego oczach - pocałować cię i bardzo mocno przytulić... A potem...
- Cii - szepnął - Bo się rozmarzę... Nie możesz mówić takich rzeczy gdy jesteśmy na szkolnej wycieczce - skarcił mnie - ale ja też bardzo chętnie bym cię pocałował i mocno cie przytulił- powiedział i puścił do mnie oko.
Jechaliśmy jeszcze długi czas ale ja niestety większość przespałam... Jakimś cudem udało mi się nie oprzeć głowy na jego ramieniu. Ale mimo wszystko z każdym wdechem powietrza czułam jego słodki i pociągający zapach... Za każdym razem przypominałam sobie jak jeszcze niedawno leżał ze mną w łóżku i obserwował mój spokojny oddech... Pragnęłam powrotu do tych chwil. Pragnęłam by znów była sobota rano, by znów móc mieć całe czterdzieści osiem godzin przed nami... Ale nastał poniedziałek i pomimo że spędzimy nadchodzący tydzień razem to nie będziemy w pełni razem...
Aż mnie skręcało jak pomyślałam że mój Payne będzie w pokoju z okropną panią Crasky!

~crazy carot
~crazy mirror

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz