niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział IV

Chciałam krzyczeć "On jest mój. Dotkniesz go a zginiesz" ale nie mogłam, on był mój... Ale był też moim nauczycielem. A przez to co było między nami mógł pójść do więzienia, albo stracić prawo do wykonywania zawodu... A to była ostatnia rzecz na świecie jakiej pragnęłam. Zniosłabym to że miałabym go więcej nie zobaczyć ale nie zniosłabym zniszczenia mu życia z tych dwóch okropnych opcji wybrałabym tą pierwszą jeśli nie było by innego wyjścia. Ale on powiedział że odejdzie z pracy po powrocie z wycieczki, a potem kilka dni lub tygodni rozłąki i będziemy mogli być razem. Nie ukrywając się przed światem...
Gdy autobus się zatrzymał nie świadomie chwyciłam rękę Li lecz nikt tego nie widział na szczęście.
Po tym jak rozdali nam klucze do pokoju ucieszyłam się iż miałam pokój obok Li. Lecz jednak to ciągle był pokój obok a nie z nim. Miałam ochotę płakać i nie przestawać. Po co ja jechałam... Przecież wiem - żeby go codziennie widzieć. Żeby cieszyć się jego widokiem... Weszłam do pokoju i zobaczyłam róże na stole, a w nich karteczkę "Wiem że nie powinienem, ale mój kolega jest tu menadżerem - osobiście je przyniósł - Kocham Cię, twój na zawsze... Przepraszam za te pokoje." Ucieszyłam się... Wiedziałam że było mu przykro mnie zresztą też, pani Crasky miała prawie pięćdziesiąt lat i ważyła niecała dziewięćdziesiąt kilogramów - on by z nią nie mógł. A na dodatek. Ona zasypia o dziewiętnastej - do czego sama nam się przyznała. A Liaś chodzi spać po północy. Do dwudziestej zwiedzamy miasto i mamy zajęcia. Potem kolacja. Pani Crasky pójdzie spać, a on będzie ze mną esemesować...
A wiec ubrałam sobie miętowe rurki, bluzkę z sercem, do tego bejsbolówka, miętowe baleriny, i czarna torebkę i byłam gotowa na pierwsze zwiedzanie miasta.
Rozpakowanie zajęło mi pół godziny i tak musiałam się w takim czasie rozpakować iż była zbiórka, gdy Li mnie zobaczył przygryzł wargę i posłał mi złowieszcze spojrzenie. Nie mogło być mniej seksownie. A przynajmniej nie dla mnie. Miałam spodnie do kostek, bluzka prawie nie ukazywała mojego dekoltu... Bejsbolówka dopełniała całości... A zwykłe złote bransoletki były w końcu tylko bransoletkami. Co bym musiała założyć by on się nie złościł HABIT?! "No kochanie, proszę, nie złość się" - mówiło moje spojrzenie... Na co on się tylko uśmiechnął...
Na zbiórce otrzymaliśmy plan na nadchodzący tydzień. Dziś w planach mieliśmy wieżę Eiffla, katedrę Nother-Dame oraz Łuk Triumfalny, potem zajęcia z jakimś wykładowcą Angielskiego. A resztę dnia mieliśmy wolną... Pod warunkiem że profesor skończy przed dwudziestą. No cóż - całkiem fajnie, byle tylko mogłam się trzymać blisko Liasia... Wiedziałam jednak że muszę zachować jakiś stosowny dystans...
Gdy wróciliśmy do pokoi była 21.20. Po szlam się umyć. Gdy wyszłam z wanny była 22.00. O 22.40 ktoś zapukał do drzwi to był nie kto inny tylko Harry Stylies. Co on chciał u mnie w pokoju a do tego o tej porze.?!?
- Słucham...
- Eee... - odpowiedział - chyba nie ten pokój.
- A kogo szukasz - zapytałam, jakim sposobem ja byłam taka spokojna...
- Koleżanki - odpowiedział najzupełniej w świecie...
- No to ci nie pomogę, mam sama pokój - powiedziałam i zamknęłam drzwi...

Za 5min dostałam esemesa od Li kto o tak późnej porze do mnie przychodzi, ja na to ze Harry Styles pomylił drzwi.
- Że kto - zapytał, a ja nie wiedziałam co o tym myśleć.
- Harry Styles - odpisałam.
- No dobrze ale co on stamtąd chciał - zapytał.
- Szukał koleżanki - odpisałam - a skąd wiesz że ktoś u mnie był - napisałam kolejnego esemesa...
- Słyszałem rozmowę - odpowiedział. - Lepiej idź spać - dostałam kolejnego esa...
- Dlaczego?
- A patrzyłaś na plan? Jutro pobudka o piątej trzydzieści.
- To lepiej pójdę - napisałam, uprzednio sprawdzając plan.
Następnego dnia wstałam o 4 bo nie mogłam spać po pewnej chwili dostałam esemesa
-Czemu już nie spisz?
- Skąd wiesz ze nie śpię?
-Bo mamy łózko obok siebie ale przez ścianę się nie widzimy a tu są takie cienkie ściany ze wszystko słychać.
- Aha. Nie mogłam spać bez ciebie.
- Czemu mnie tak kusisz?
- Nie kusze cię, a na pewno nie specjalnie. Ja się idę przygotować.
Dzisiaj było ciepło wiec ubrałam sukienkę do kolan i baleriny pod kolor sukienki oraz wzięłam białą torbę
Wyszłam z pokoju pięć minut przed zbiórką, dziewczyny się do mnie dobijały esemesami. Ale ja nie miałam ochoty wychodzić. Ale jak mi napisały że jeden z opiekunów za raz po mnie przyjdzie byłam przy drzwiach w dziesięć sekund...
Jednak tym opiekunem okazał się mój Liaś...
- No proszę, wyszłaś w końcu. Bałem się że coś sobie zrobiłaś... No i jak ty się ubrałaś...
- Ale co jest nie tak, jestem poplamiona?
- Nie, po prostu wyglądasz ślicznie i ponętnie - szepnął gdyż byliśmy już prawie przed recepcją gdzie wszyscy na nas czekali. A właściwie na mnie, bo on już tam wcześniej był.
- Znalazłem zagubioną - powiedział jak byliśmy już blisko.
- Całe szczęście - powiedziała sarkastycznie pani Crasky - No to chodźmy...
Gdy wyszliśmy z budynku, okazało się że jest jeszcze cieplej niż się spodziewałam... Szłam trzy osoby za Liasiem... Obserwując go, ale nikt nic nie podejrzewał, wszyscy myśleli że podziwiam widoki, tak jak inni...
Dotarcie do celu zajęło nam pół godziny. Stanęliśmy przed bardzo rozpoznawalnym trójkątem – wejściem do Luwru... O matko od dawna chciałam go zwiedzić... Marzyłam o zagłębieniu się w jego korytarzach...
Zwiedzałam Luwr po raz pierwszy w końcu weszłam przez przypadek do jakiegoś ciemnego pomieszczenia błądziłam i nie mogłam znaleźć wyjścia. Nagle ktoś złapał mnie za nadgarstek i złączył nasze wargi. Lecz ja się nie oderwałam od nieznajomego w końcu poczułam perfumy Liasia. Po oderwaniu się od niego powiedziałam że tego mi brakowało.
- Wiem - odszepnął mi do ucha... - Jak dobrze że tu jest ciemno.
- A skąd wiedziałeś że jestem tu sama?
- Widziałem jak wchodziłaś... A wcześniej nikogo tu nie było - odparł.
- A co jeśli ktoś nas zobaczy? - zapytałam
- Tu tu jest ciemno...
- No ale co z tego, może mieć latarkę.
- Przecież tylko rozmawiamy - odparł najspokojniej w świecie.
I nagle jak na zawołanie do pomieszczenia weszła pani Crasky...
- Jest tu ktoś - zapytała... Liaś zatkał mi usta i pociągnął mnie pod ścianę. Bałam się że pani Crasky naciśnie jakiś guzik, zaświeci światło i nas zobaczy. Ale ona tylko zawołała i wyszła... Odczekałam jeszcze chwilę i zapytałam:
- Skąd wiedziałeś że nie zaświeci jakiegoś światła...
- Bo znam Luwr - odparł - jestem tu już po raz trzeci i wiem że tu nic nie ma, ani światła ani żadnej wystawy.
- Pewnie często się tu całujesz z dziewczynami - zaczęłam się droczyć...
- Nie jesteś pierwsza. Ale już się tu kiedyś ukrywałem...
- Hmmm? - zapytałam w miarę wymownie.
- Ukrywałem się przed znajomymi.
- Spoko czekaj dostałam esa. To dziewczyny pytają gdzie jestem wyjdę i opisze im jakiś obraz a później tobie dam znać ok?
-Ok.
Zrobiłam jak postanowiłam. Wyszłam i opisałam dziewczynom obraz gdy do mnie przyszły dałam znać Li, gdzie jesteśmy na szczęście wtedy kończyło się zwiedzanie wiec Payne po nas przyszedł. - Wracamy... - oznajmił - teraz obiad. Jaką restauracje proponujecie...
Dziewczyny nie zastanawiały się długo nad wyborem restauracji... Miały już jedną upatrzoną, zamawianie dań też nie zajęło im dużo czasu...
Do hotelu wróciliśmy przed dwudziestą. Po Luwrze i obiedzie mieliśmy trzy godziny w centrum handlowym. Kupiłyśmy kilka ciuchów i pełno bransoletek.
Kolejne dni minęły niespostrzeżenie w końcu nadszedł ostatni dzień naszego pobytu w Francji. W tym czasie wiele się nauczyliśmy ale jeszcze więcej zwiedziliśmy i kupiliśmy. Liaś każdego dnia tęsknił bardziej, zresztą ja też. Prowokowały go już nawet głupie czarne rurki z szarą bluzką na której była wielka złota litera L..., oraz czarne szpilki sandałki... Zresztą to tak jak mnie jego zwykłe rurki i bluza z kapturem - tęsknota była ogromna i jeśli mielibyśmy tu spędzić kolejny tydzień to nie dalibyśmy rady.
Gdy wracaliśmy znowu siedziałam kolo Li. Tym razem dla tego że się źle czułam, gdy zasypiałam czułam na sobie jego zmartwione spojrzenie. Po powrocie do domu mamy nie było. Z resztą jak zwykle, bo w końcu ona bywa na 2-3 godziny w domu i znowu ucieka do pracy.
Gdy napisałam Li że jestem sama, ten stał pod moimi drzwiami po kilku minutach - czułam że się martwi. Nie chciałam by był smutny - zaprosiłam go do środka. A ten ledwo przekroczywszy próg, zamknął i zakluczył drzwi wziął mnie na ręce i zaniósł do mojego pokoju... Rozebrał mnie zostawiając samej bieliźnie, podał mi moją piżamę ale kazał jej nie ubierać. Sam natomiast poszedł do mojej łazienki, odkręcił wodę po czym wrócił do mnie, znów wziął mnie na ręce i zaniósł do wanny. Ciepła woda, piana i Liaś - czego więcej mi było trzeba... Li zszedł na dół i wrócił z dwoma kieliszkami...
- Nie jesteś jeszcze pełnoletnia, więc nie ma tu alkoholu. Ale przynajmniej jest romantycznie - powiedział a na jego twarzy zagościł uśmiech...
- Dziękuję - powiedziałam przyjmując kieliszek...
Wzięłam długą i relaksującą kąpiel. Ale Li nie spuszczał mnie z oka. Potem zaniósł mnie do łóżka i przykrył kołdrą. Sam poszedł i umył kieliszki, oraz odstawił je na miejsce zacierając wszelkie ślady... Wrócił do mnie i zapytał:
- Kiedy wraca twoja mama?
- Nie wiem, poczekaj - powiedziałam i wyciągnęłam telefon... Napisałam mamie esemesa, ta odpisała po kilku chwilach: "Bilet mam zarezerwowany na pojutrze. Ale jeśli mnie potrzebujesz to przebukuję na już". Na co ja szybko odpisałam "Nie, byłam tylko ciekawa"... Po kilku chwilach znów otrzymałam wiadomość "Kocham cię"... "Ja ciebie też" napisałam i odłożyłam telefon.
- Mama wraca pojutrze.
- To zostaję na noc. A ty śpij. Będę czuwał.
- Spokojnie nic mi nie jest. Tylko się zatrułam jakimś jedzeniem. Już mi lepiej. A ty się kładź spać – powiedziałam czule.- Ale wiedziałam że on to wie. Tylko że był nad zbyt opiekuńczy...
Gdy się obudziłam była piąta rano, Liaś spał z głową na łóżku, ale całe ciało miał na podłodze. Delikatnie go szturchnęłam, gdy to nie pomogło dałam całusa w czoło... Na co on szybko wstał...
- Coś się stało...?
- Nie, tylko dlaczego śpisz na podłodze? - zapytałam czule...
- Mówiłem że będę czuwał...
- Wiem, ale mogłeś się położyć na łóżku - odparłam...
- Nie chciałem ci zajmować miejsca - odparł spokojnie.
- Dla ciebie zawsze się tu znajdzie miejsce - powiedziałam...
- Dziękuję słoneczko. Lepiej już ?- zapytał nagle.
- Tak dziękuję - powiedziałam i pociągnęłam go do siebie - ale będzie lepiej jak...
- Zrobię to - powiedział i złączył nasze wargi...
- Tak, dokładnie. Stęskniłam się - powiedziałam.
- Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo...
- Oj wiem, wiem Liaś... - powiedziałam słodko...
Leżeliśmy tak z półtorej godziny, on gładził moje włosy, całował mnie w czoło, usta, nos i szyję. Ja natomiast wtulałam się w jego tors, całowałam go w niego i wdychałam jego cudowny zapach...
- Kocham cię, wiesz - szepnęłam.
- Wiem, ja ciebie też...
Gdy wstaliśmy była jedenasta... Nic nam się nie chciało, nie mogliśmy wyjść by nas nikt nie zobaczył. Włączyliśmy więc jakąś komedię i przytuleni do siebie usiedliśmy na kanapie, nagle Liam powiedział:


~crazy carot
~crazy mirror

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz